Firmus Piett Firmus Piett
2910
BLOG

Państwo się rozpada

Firmus Piett Firmus Piett Polityka Obserwuj notkę 38

Dotarła dziś do mnie – sympatyka kolei – zatrważająca informacja.  Rząd rękoma PKP Polskich Linii Kolejowych, a potwierdził to własnymi słowami wiceminister tego gabinetu odpowiedzialny za kolej, przyjął właśnie coś na kształt programu „dostosowania długości sieci kolejowej do możliwości finansowych państwa”. Cała operacja ma się sprowadzić do zamknięcia i (to nowość, bo dotychczas tego nie robiono w nadziei na wznowienie ruchu w lepszych czasach) rozbiórki kolejnych 4 tysięcy kilometrów „lokalnych” tras. Z pozoru operacja wydaje się być usprawiedliwiona, bowiem w „dostosowaniu do możliwości państwa” nie ma przecież nic złego, szok następuje jednak po zapoznaniu się ze szczegółami propozycji i przypomnieniu sobie, że takie - przeprowadzane zawsze  „już po raz ostatni” - operacje cięć miały miejsce w III RP dobrych kilka razy.

Cały program jest efektem konkluzji z pomocy „zachodnich specjalistów” ze znanej, międzynarodowej firmy doradczej  McKinsey. Jak przyznaje sam minister Massel (odpowiada za kolej w min. Transportu) po wdrożeniu planu w życie, PKP PLK będą zarządzać siecią kolejową długości 14 tys. km. Laikowi to nic nie mówi, ale warto przypomnieć sobie, że gdy PO obejmowała władzę w 2007 długość linii wynosiła ok. 20 tys. km, (w 1989 26 tys. km). Co więcej skala zamykania linii kolejowych w Polsce po 1989 jest porównywalna jedynie z tym co działo się w kilku posiadających kolej państwach afrykańskich po rozpadzie imperiów kolonialnych. Na przestrzeni 23 lat (uwzględniając ostatnie plany) zamknięto lub chce się zamknąć w sumie niemal 50% wszystkich linii, dodatkowo już za rządów obecnej ekipy pociągi pasażerskie przestały dojeżdżać do dziesiątek miejscowości uzdrowiskowych i turystycznych na liniach, które jeszcze formalnie istnieją. Problem zauważyła nawet Unia Europejska w statystykach której nasz kraj jeszcze przed przystąpieniem do wspólnoty był na niechlubnym pierwszym miejscu wśród państw kandydujących pod względem ilości zamykanych torowisk. Dziś to się jeszcze pogłębiło. Najgorsza jest w tym wszystkim świadomość, że pod projektem rzekomo „racjonalizatorskim” kryje się całkowita bezradność decydentów i głębokie przeświadczenie sporej części z nich, że „kolej jest tak naprawdę w ogóle niepotrzebna”. Jak wcześniej wspomniałem, podobne operacje cięć przeprowadzano już kilka razy. Zawsze mówiono, że „zamykamy linie niepotrzebne”, że „teraz to już będzie dobrze”, a kończyło się to tym co mógł przewidzieć każdy bardziej rozgarnięty obserwator: rzeka której odcięto dopływy nieuchronnie wysychała, pasażerowie odpływali. I tak w kółko. Zamykano linie, pasażerów ubywało więc zamykano następne. Oczywiście tak będzie też i tym razem, ponieważ ten mechanizm zatrzyma się dopiero wtedy, gdy długość linii kolejowych w Polsce będzie równa 0, taki jest jego nieuchronny skutek i logika.
Nieświadomy obserwator może sobie pomyśleć: No cóż, taka jest - nomen omen -  kolej rzeczy. Kolej jest wypierana przez samochody, to pewnie anachronizm. Nic bardziej błędnego. W całym cywilizowanym świecie kolej od co najmniej 30 lat przeżywa renesans, a przewozy pasażerskie w takich krajach jak Francja, Niemcy, Japonia czy Wielka Brytania ale też np. Czechy są większe niż kiedykolwiek w historii. To oczywiście problem złożony, w większości tych państw nie ma linii, nawet najbardziej lokalnych po których pociągi pasażerskie kursują rzadziej niż co 2 godziny (a na większości co godzinę lub częściej). To zachęca pasażerów do porzucenia samochodów na rzecz tego rodzaju transportu. Dodatkowo np. Niemcy mają zakodowany szacunek dla narodowego przewoźnika i po prostu lubią (mimo posiadania kilku aut na rodzinę) podróżować koleją. W Polsce natomiast nikt nie myśli o poprawieniu oferty i zachęceniu ludzi do podróżowania pociągami (poza obłąkaną wiarą, że pozbawieni wyboru będą jeździć kilkoma drogimi, luksusowymi pociągami na garstce pozostałych tras), przeciwnie założono, że jedynym lekarstwem na kłopoty będzie po prostu likwidacja podaży. Tak na przykład od momentu objęcia rządów przez PO działa spółka PKP Intercity. Od 2007 roku zlikwidowano blisko 1/3 pociągów, podobno świecących pustkami  - w efekcie ilość pasażerów zmalała o 40% do zaledwie 32 milionów, gdy tymczasem jeszcze w 2006 pociągi pospieszne, ekspresy i Intercity przewiozły niemal 55 milionów podróżnych. To pokazuje skalę zapaści, której wbrew buńczucznym zapowiedziom nie przerwało nawet Euro 2012 (co ujawnił niedawny raport spółki). Dziś do tego wszystkiego dochodzi jeszcze likwidacja kas na małych stacjach, co oczywiście samonapędza mechanizm likwidacji (bo w statystykach wychodzi, że nikt na nich nie kupuje biletów) i koło się zamyka. Następnym etapem jest oczywiście likwidacja linii. Mało kto wie, że jedyną linią kolejową w Polsce (prócz tej na Okęcie) zbudowaną od podstaw po 1989 roku jest trasa z głębi wyspy Uznam do Świnoujścia, która włącza to miasto w sieć kolei niemieckich. Tak. Niemcom opłacało się zbudować linię z ich punktu widzenia całkowicie peryferyjną i lokalną. Tymczasem połączeń Świnoujścia z Polską od lat co roku ubywa. Po zamknięciu kolejnych 4 tysięcy kilometrów linii od świata zostaną odcięci następni „obywatele” III RP. Polska PO działa w myśl zasady, którą Kisiel przewidział dawno temu. Obywatelskość tego kraju zacznie polegać na tym, że będziemy musieli się „obywać” bez usług będących standardem w krajach cywilizowanych.To wszystko byłoby zabawne, gdyby nie było tak przerażające. Polska obecnie zwija się w wielu dziedzinach, ale brak infrastruktury jest zwijaniem się obok fatalnej demografii najgłupszym z możliwych. Liwiduje się szkoły, poczty, koleje, potem i połączenia autobusowe. To ma być ta nowoczesność?

Jestem miłośnikiem logiki. Dzisiejsze jej powszechne lekceważenie, powoduje u mnie wyraźny ból głowy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka